Amerykańskie sieciówki. Część 7 – Huddle House - Street Food Polska
close

Amerykańskie sieciówki. Część 7 – Huddle House

0udostępnień

Nie słyszałem wcześniej o tej sieci, dlatego kiedy pojawiła się na naszej drodze, namówiłem Maćka, byśmy stanęli tam na śniadanie.

Zamówiliśmy kawę i herbatę, żeby nieco się rozgrzać przed jedzeniem. Wzięliśmy menu i zaczęliśmy wertować.

Ostatecznie wybraliśmy: ja MVP Breakfast, Maciek Philly Cheesesteak Omelette. Na start natomiast jalapeno poppers.

Jalapeno poppers to panierowane kuleczki z jalapeno nadziewane serem. Razem z frytkami stanowiły miły start.

Omlet Maćka zawierał pociętego w kawałki steka, ser Swiss, skrojone w kostkę cebulę i zieloną paprykę, a jako dodatki wpadły chleb i homestyle grits, czyli coś w rodzaju kaszki manny.

Omlet mocno ścięty, mięsa sporo, ładnie rozlany ser sklejał wszystkie dodatki. Mnie takie śniadanie pasuje. Są jajka, jest ser, jest mięso. Czego więcej trzeba?

Mój zestaw MVP składał się z trzech plastrów wysmażonego na chrupko bekonu wędzonego drewnem z jabłoni, dwóch jajek sadzonych, hashbrown, czyli smażonego placka z grubo tartych ziemniaków, wafla (gofra) z kulką masła (albo raczej margaryny) i syropem klonowym, który stał na stoliku, a z którego chętnie skorzystałem oraz pozycji o nazwie „biscuit with sausage gravy”.

Bekon, jajka i ziemniaki to klasyczny amerykański śniadaniowy evergreen. Bekon wysmażony na chrupko, hashbrown też, a jajka usmażone idealnie, z płynnym żółtkiem. Wafel z masłem i syropem klonowym zastępował mi pieczywo…

… bo biscuit, czyli miękką bułeczkę zalaną gęstym sosem kiełbasianym należy traktować raczej osobne danie. Biscuit & gravy jest często spotykaną w USA pozycją śniadaniową. Trzeba przyznać, że taka bułka z sosem potrafi zaspokoić mały głód, a serwowana jako jeden z dodatków buduje naprawdę solidne śniadanie. Zastosowany tu sos był dużo lepszy niż klasyczny, biały gravy oparty na wodzie i mące, smak kiełbasy naprawdę robił duża równicę.

Mimo wszystko nie zostałem fanem tej potrawy, jak dla mnie okazała się zbyt zapychająca. co innego wycierać bułką sos z talerza, a co innego dostać bułkę zalaną nim tak, że nie da się tego zjeść bez sztućców. No i sam gravy, mimo iż z kawałkami kiełbasy, to jednak mocno oparty na mące.

Podsumowując: śniadanie w Huddle House nie było może majstersztykiem, ale dało nam kopa na długi czas. To była amerykańska klasyka, a tę albo się lubi albo nienawidzi. Ja amerykańskie śniadania pokochałem. Na początku (4 lata temu, podczas pierwszej wyprawy) trudno mi się było przemóc do jedzenia na śniadanie np. smażonych ziemniaków, ale każde kolejne podejście sprawiało, że taka forma bardzo kalorycznych posiłków na rozpoczęcie dnia mocno mnie do siebie przekonała. Jeśli chodzi o Huddle House, to chętnie wróciłbym tam spróbować pozycji z menu obiadowego. Może jeszcze kiedyś nadarzy się okazja i wtedy chętnie Wam opiszę, jak smakują ich steki, burgery i kanapki.

Huddle House – https://www.huddlehouse.com

Partnerami wyprawy są:

Dobre z Lasu

 Polsko – Słowiańska Unia Kredytowa.

Patronat medialny nad wyprawą objął Dziennik Związkowy z Chicago.

Proziakownia – regionalny street food rządzi!

Aydin Kebab – ogromne porcje za niedużą kasę

Dodaj komentarz