Obiad w Pizza House miał być potwierdzeniem zwięzłej, acz całkiem zachęcającej do konsumpcji rekomendacji serwowanej tam pizzy i burgerów. Po kilku dniach zgrywania terminu, udało nam się wreszcie we czwórkę dotrzeć do urządzonego we włoskim klimacie lokalu. Niestety, po pierwszych kęsach, czar prysł.
Po całym dniu oszczędzania żołądków, żeby pomieścić odpowiednio zachwalone pyszności, przewertowaliśmy menu od deski do deski. Padło na dwie pizze (ponad 20 pozycji, ceny od 14 do 31 zł) i dwa burgery (ceny od 20 do 26 zł). Paulina wybrała włoską klasykę, czyli margheritę (w tej pizzy nie oszukasz, nie przykryje się niedoróbek dodatkami), ja – pizzę z pastrami z „tygodniowego menu”, Aga burgera Ostry mexyk, a Artur – burgera z pastrami, również z czasowej wkładki do karty. I tu nasunęła mi się już pierwsza wątpliwość. Skoro wkładka jest opisana jako „tygodniowe menu”, to można przypuszczać, że co tydzień się zmienia. A pizzę z pastrami polecono mi kilka tygodni temu… Rotacja? Co jakiś czas ta sama wkładka? Czy pizza aż tak dobrze się przyjęła, że jest w każdej kolejnej? Ale mniejsza z takim szczegółem. Drugi z technicznych drobiazgów – w stałym menu są w sumie cztery burgery. Widział ktoś we Włoszech trattorię z amerykańskimi bułami na doczepkę? Albo nachosy z pieca z chili con carne lub stripsy z kurczaka? Dobra, już się nie czepiam. Ludzie chcą, to w karcie jest.
Ruchu za dużego w środowy wieczór nie było. Sympatyczna kelnerka o przemiłym, wschodniobrzmiącym akcencie szybciutko zebrała zamówienie i po kilku minutach na stole wylądowała skrzynka z oliwą, przyprawami i sosami – jalapeno i bodaj piri piri, które z założenia miały być pikantne. Później okazało się, że nie były. Po mniej więcej 20 minutach na stołach wylądowało nasze jedzenie. Pierwsze wrażenie – wygląda nieźle. Pizze, z pieca opalanego drewnem, w jednym standardowym rozmiarze – 32 cm. Burgery prezentowały się równie ciekawie, ale minimalistyczne dekoracje (z sosu/majonezu/czegoś innego) na talerzu bardziej pasowałyby do wyszukanych restauracyjnych dań.
Zabieramy się za jedzenie. Pierwszy kęs i… szybka wymiana spojrzeń z Pauliną, która na pizzy zna się świetnie, a takiej, jaką robi, nie powstydziłyby się dobre lokale. Coś tu jest nie tak. Ciasto – z jednej strony za słodkie, z drugiej – bez wyrazu i choć cieniutkie, to jednak bardzo miękkie i trochę… puszyste. Mając odnośnik w postaci pizzy jedzonej w małych lokalikach w Neapolu, to, co dostałam w Pizza House, „nie zagrało”. A w menu zaznaczają, że pizza wytwarzana jest według tradycyjnego neapolitańskiego przepisu. Od razu odrzucam argument, że pizzy robionej w Polsce nie ma, co do tej włoskiej porównywać. Są miejsca, gdzie można zjeść niemal tak, jak w Italii. Wracamy do Pizza House. Dodatki do pizzy – czuć, że świeże i niezłej jakości. I to się chwali. Co prawda sos musztardowy na pizzy pastrami miejscami był zupełnie niewyczuwalny albo przytłoczony słodyczą ciasta, jednak pozostałym dodatkom nie mamy nic do zarzucenia. Sos pomidorowy i mozzarella na marghericie, jak najbardziej na plus. Tylko zamiast porwanego na kawałki i porozrzucanego na całym placku dużego liścia bazylii, kilka mniejszych w całości zrobiłoby, przynajmniej wizualną, robotę.
Przechodzimy do burgerów. Pikantny Agi miał być średnio wysmażony, ale przy tak cienkim kawałku mięsa trudno mówić o jakichkolwiek stopniach wysmażenia. Pikantny też nie był. Nawet po dodaniu wspomnianych wyżej sosów. I znów to samo, co przy pizzy – mięso niedoprawione, bez wyrazu. Całość ogólnie nie powala. Burger z pastrami Artura podobnie. Niby wszystko ok, tylko bez wyraźnego smaku. Bułka, jak wynika z informacji w menu, według własnej receptury, też nijaka. A szkoda, bo odpowiednia buła w burgerze to spora część sukcesu.
Podsumowując, byliśmy rozczarowani. Może trafiliśmy na jeden z tych dni, kiedy nie wszystko szło tak, jak powinno? Z drugiej strony – ciasto do pizzy bez wyrazu, burgery tak samo. To chyba nie mógł być przypadek. Rozumiem, że polski klient ma swój gust i z przyprawami nie można przesadzać, ale nie można też serwować rzeczy nijakich. My raczej nie skusimy się w najbliższym czasie na ponowne odwiedziny i spróbowanie innych dań. Trudno mi ten lokal komukolwiek zarekomendować. Bo kuchnią w najróżniejszym wydaniu zawodowo zajmuję się od ponad 5 lat i szefowie kuchni zawsze powtarzają jedno – potrawa musi mieć smak. A tu go, niestety, zabrakło.
Ela Święcka
Pizza House, Kraków, ulica Kobierzyńska 142
Facebook: www.facebook.com/PizzaHouse24
Strona internetowa: www.pizzahouse24.pl