Wschodni street food, czyli czebureki i czuczwara - Street Food Polska
close
Wschodni street food, czyli czebureki i czuczwara

Wschodni street food, czyli czebureki i czuczwara

0udostępnień

Przyjechaliśmy do Warszawy dzień przed Street Food Festivalem (relacja niebawem), więc skorzystaliśmy z okazji by trochę połazić i popróbować czegoś nowego. Na pierwszy ogień wybraliśmy punkt nazywający się GURMAN, oferujący dania kuchni wschodniej: pielmenie i wybrane przez nas czebureki i czuczwara. Lokal mieści na Przeskok 2, w tym samym kompleksie co Cheeseburger Slow Food i Chili Kebab.

 

[singlepic id=698 w=320 h=240 float=]

 

[singlepic id=699 w=320 h=240 float=]

 

Czebureki jedliśmy już w Radomiu, w Matrioszce i bardzo nam posmakowały. Postanowiliśmy więc spróbować warszawskiej wariacji tych pierogów. Zdecydowaliśmy się na 3 sztuki, każda z innym nadzieniem. Koszt: 14 zł.

 

[singlepic id=700 w=320 h=240 float=]

 

[singlepic id=701 w=320 h=240 float=]

 

Czebureki usmażone w głębokim tłuszczu były gorące. Ciasto chrupkie, ale w porównaniu do tego z Matrioszki wypada słabo. Pierogi są przede wszystkim mniejsze o połowę, a ciasto jakieś takie bez wyrazu. No nic. Kroimy. Pierwszy z brzegu napełniony był wołowiną z serem:

 

[singlepic id=702 w=320 h=240 float=]

 

[singlepic id=703 w=320 h=240 float=]

 

Wołowiny jest mało. „Brzuszek” pieroga to w większości powietrze. No tak, jeden pieróg kosztuje 5 zł, więc nie można spodziewać się jakiegoś szaleństwa w ilości nadzienia. Wołowina doprawiona lekko, ser był, ale całość nieco bez wyrazu.

 

Drugi pieróg był z farszem ze szpinaku i sera. Takie połączenie zawsze uważałem za genialne i myślałem, że nie można tego zepsuć. Otóż… Można. Serem. Ser żółty bardzo nachalny w smaku, zabijał smak szpinaku, który sporadycznie tylko dał się wyczuć.

 

[singlepic id=707 w=320 h=240 float=]

 

Ostatni pieróg był z pomidorem i serem. Pomidora był jeden plaster, sera niewiele więcej. I tyle można o tym powiedzieć.

 

[singlepic id=708 w=320 h=240 float=]

 

Duże nadzieje wiązałem z uzbeckimi pierożkami czuczwara. Nadzienie to zioła i skwarki ze słoniny, a całość podawana w kefirze, choć można zamienić go na stopione masło. Koszt: 14 zł/15 sztuk.

 

[singlepic id=704 w=320 h=240 float=]

 

W przeciwieństwie do czebureków, te pierożki są gotowane. Ciasto twarde. W nadzieniu wyczułem natkę pietruszki, kolendrę, koperek, skwarki ze słoniny. Smak dość ciekawy, choć mam wrażenie, że można było to lepiej doprawić. Co prawda dostajemy sól i pieprz, ale doprawienie przydałoby się samemu nadzieniu. Muszę przyznać, że w połączeniu z kefirem było to ciekawe danie. Może głowy nie urwało, ale spróbować warto (moja żona była całkowicie na nie, ja oceniam na 3,5 w skali 1-5).

 

[singlepic id=705 w=320 h=240 float=]

 

[singlepic id=706 w=320 h=240 float=]

 

Podsumowując: pomysł świetny, wykonanie takie sobie. Czebureki nawet nie umywają się do tych serwowanych w Matrioszce, zarówno smakiem, jak i wielkością i ilością nadzienia. Czuczwara -gdyby nadzienie było bardziej wyraziste byłoby super. Ale to akurat można dopracować, bo z tego co się dowiedziałem, danie to zostało dopiero wprowadzone.

 

Irlandzka bestia, która znokautowała Qnia

Jak to się robi w Polsce część 1 – frytki.

Dodaj komentarz