I znów była Łódź i znów były food trucki pod Galerią Łódzką.
Zaczęliśmy od tostów. A dokładnie od phillycheesesteak od West Coast Toast:
Mnóstwo soczystego mięsa, mnóstwo sera, ostre papryczki. Pyszne bez dwóch zdań. Będę wracał do tego tosta z przyjemnością.
Marcin Malinowski:
Idąc za ciosem spróbowaliśmy kolejnej nowości – burgera Good Deal od Burger Truck:
Ten burger to spełnienie mokrych snów każdego miłośnika mięsa. Wołowina, podwójny bekon, podwójny ser, z warzyw tylko biała cebula. I sosy. Proste, pyszne i mam nadzieję, że pozostanie w menu na stałe.
Marcin Malinowski: Burger Truck – burgery od Krzyśka uwielbiam. Ale do tej pory byłem pewien, że burgery burgerami, ale jego Bekonatora nic nie przebije. A jednak. Krzysiek postawił wszystko na jedną kartę i wchodząc Allin…one wszedł – mam nadzieję, ze jeszcze mnie zaskoczy, na granicę smakowych możliwości. Podwójny chrupki bekon, świetnie wysmażone mięso, a z warzyw… biała cebula. Wszystko to w ich pysznej bułce. Dla mnie czad.
Skubnęliśmy też pity bifteki oraz greckich frytek od Souvlak Truck i bardzo byliśmy zadowoleni:
Soczysta wołowina w pysznej, grubej picie z dodatkiem świeżych warzyw i świetnego sosu doskonale smakowała w towarzystwie mocno ziołowych frytek.
Rozochoceni sięgnęliśmy po kanapki od The Beef Brothers – opisywanej już tutaj Phillycheesesteak:
oraz wyczekiwanej przez mnie premiery – Italian Beef:
Chryste Panie, ależ mi tego smaku w Polsce brakowało! Bułka pociągnięta klarowanym masłem, a w niej całe mnóstwo soczystej wołowinki, sosu i chrupiących warzyw! Mięso smakowało jak w kanapce, którą jadłem w chicagowskim lokalu Portillo’s. Perfekcja! Będę męczył TBB by zrobili Italiana na następny zlot. Osobiście poproszę tylko Maćka, by zamiast warzyw wsadził mi w środek ser. Takiej kombinacji bowiem nie zdążyłem spróbować w USA.
A przy okazji skosztowaliśmy gulaszu z wołowych serc, który miał być w menu, ale przez pomyłkę został przywieziony w ilościach homeopatycznych, więc rozszedł się wyłącznie degustacyjnie:
Marcin Malinowski: Beef Brothers – w brodę sobie pluję, że jadłem u nich wcześniej tylko raz. Wszak kanapki przygotowuje tam najładniejsza dziewczyna na świecie. A co przygotowali nam jako grupa tym razem? Italian Beef. Jak już podkreślałem wcześniej w krótkich opisach na facebooku – jedząc tą kanapkę miałem orgazm. Jestem prawie pewien, że nie tylko kulinarny. Miękka, potraktowana klarowanym masłem bułka, szczelnie wypełniona cienko krojonym mostkiem wołowym. Z dodatkiem chrupiących, marynowanych warzyw. I jalapaneo. Ale dodatki to tylko tło dla mięsa. To jest dokładnie to czego oczekujemy od kanapki. Znacie na pewno ten stan kiedy nie macie miejsca w żołądku, ale jecie dalej. Tak – to właśnie działo się u mnie w przypadku tej kanapki. Sztos.
Pozostając w temacie mięsa i USA – specjalnie na łódzki Festival Fit Fat Food Truck przygotował pozycję Big Carlo, czyli pork chop, czyli grillowany schabowy z kością:
Solidny kawał soczystego, idealnie doprawionego (wyczułem m.in. worcestershire) mięcha. Powiem tak – smakował jak ten, którego jadłem w Hog Wild w Chicago. Więcej chyba dodawać nie muszę?
Doskonałą pozycją była zupa pod nazwą Chupacabra:
Do FFFT wróciliśmy drugiego dnia na śniadanie. Wzięliśmy burrito:
Idealny balans między pikantnym wieprzowo – wołowym mięsem i słodkawymi, świeżymi warzywami. Plus genialne nachosy.
Marcin Malinowski: Fit Fat Food Truck – Zorż strasznie zachwalał ich jedzenie w Krakowie. Myślałem, że może popił, czy co. Bo jak coś co ma w nazwie „fit” może być dobre. W tym momencie na forum publicznym odszczekuje wszystko. I już Wam tłumaczę dlaczego. Półkilogramowy schabowy z kością w żadnym wydaniu nie będzie fit. Będzie przenajlepszym kawałkiem mięsa. Będzie miejscami tłusty, miejscami delikatny, a mięsem przy kości zachwycał się będzie każdy. I tak było w tym przypadku. Czy dałbym radę samemu? Wątpię. Nie, nie chcę – takim mięsem chce się dzielić ze znajomymi. I chcę do nich wracać. Chcę często.
Momo Smak odwiedzamy na każdym zlocie. Tym razem postanowiliśmy spróbować pierożków dhali. To typowo wegańska potrawa, pod cieniutkim ciastem kryje się pasta z soczewicy doprawiona mi.n curry i ostrą papryczką:
Pyszne, mimo iż bez mięsa. uwaga, ta wersja jest mega gorąca, pasta bardzo długo trzyma ciepło, zamawiając dhali liczcie się z tym :)
W Easy Rider również pojawiła się nowość: hot dog o nazwie Who?Mus. Musiałem sprawdzić, jak smakuje połączenie kiełbaski i hummusu.
No cóż, smakuje świetnie. Kiełbaska z 90% mięsa w składzie jest bardzo soczysta, hummus świetnie doprawiony, ognia potrawie nadaje sambal, łagodzi go zaś aromatyczny sos tzatziki. Naprawdę fajne połączenie.
Otarliśmy usta i podeszliśmy do food trucka o wszystko mówiącej nazwie Przystanek Sushi. Tam zamówiliśmy ramen, pierożki i set kilku rolek. Trzeba podkreślić, że sushimaster roluje wszystko na świeżo. Zero gotowców!
Mnie najbardziej smakowały chrupiące pierożki wypełnione pysznym nadzieniem. Rolki smakowały świetnie, potwierdziła się jakość, jaką food trucka firmuje marka Ten Sushi.
Marcin Malinowski: Przystanek Sushi – w tym przypadku mogę niestety napisać najmniej. Sushi lubię, jadam, ale jest to potrawa bez której raczej mogę żyć. W tym przypadku sushi było jak najbardziej w porządku. Składniki świeże, wszystko trzymało się ładnie kupy. Zastrzeżenie mam jednak do ich Ramenu. Nie będę oszukiwał – smaczny rosołek z dodatkami. Ale niestety – obok Ramenu to nawet nie stało. Proponuje zmienić nazwę, bo zupa jako zupa jest całkiem niezła.
I znowu przyszła pora na burgera. Jadłem już w Mobilnej Gastromachinie Maczetę serwowaną w czerwonej bułce, postanowiłem więc tym razem spróbować burgera w bułce czarnej. A więc – Black Pearl:
Idealnie soczysta, wysmażona na różowo wołowina, mango, habanero i… krewetki. Połączenie doskonałe. Jedyne zastrzeżenie mam do bułki, która poza kolorem nic ciekawego nie wnosi. Jest trochę jak wata – bez smaku i rozpada się w trakcie jedzenia. Natomiast wnętrze – sztos! Podobnie, jak opisywana już tutaj wcześniej ciabatta z łososiem, sosem koperkowym i serem pleśniowym. Niebo w gębie.
American Food Truck to oczywiście burgery. Ale także świetne rib eye steaks. Taki krwisty, podany z frytkami i sosami stanowił doskonały obiad:
Dla tych, dla których stek wydawał się za ciężki przy tej temperaturze, która panowała w Łodzi, doskonałym rozwiązaniem była pizza. Na przykład przepyszny Speck od Pizza Truck:
Nie mogliśmy pominąć klasycznego polskiego street foodu – zapiekanek. Zjedliśmy małą Firmową od Zapiekanek Tradycyjnych, z kiełbasą robioną w Restauracji Mazowsze, na nowej bułce (moim zdaniem dużo lepszej niż poprzednia):
oraz ze stoiska Rajskiego Jadła. Tam zamówiłem małą zapiekankę Gyros:
Duża ilość składników i ostry sos. A także warzywa wybierane samodzielnie (ja zdecydowałem się tylko na świeżego ogórka). Napakowana zapiekanka w dobrej cenie. Jedyny minus – dla mnie nieco za krótko w piecyku (albo nie działał grill z dołu), bo zapiekanka bardziej miękka niż chrupiąca. W Rajskim Jadle zjadłem jeszcze hot doga.
Hot doga z chili i guacamole. Miękka bułka, dobra parówka, duża ilość chili con carne i gęste guacamole. Bardzo smaczne, nasycające, ale doprawiłbym ostrzej chili, bo guacamole mocno łagodziło smak. Jeśli jednak nie jesteście fanami ostrości, to ten hot dog będzie w sam raz.
Marcin Malinowski: Zapiekanki Tradycyjne – zawsze je jem, zawsze od nich tak naprawdę zaczynam. Doszły mnie plotki, że mają nową bagietkę. Mają. Jak dla mnie doszli do perfekcji – nie wiem co trzeba zrobić z pieczywem, żeby po wyjęciu go z opiekacza środek był jeszcze bardziej miękki, a wierzch bardziej chrupiący. Jak dla mnie średnio wykonalne i ekipa osiągnęła swój cel. Jeżeli do tego dodamy własnej roboty wędliny z zaprzyjaźnionej restauracji? Wychodzi Fast food ponad pokoleniami. Siła tkwi w prostocie. I oni się tego trzymają.
Kawę, która co rano stawiała mnie na nogi i gofry ze świeżymi owocami braliśmy od Park Cafe. Nie tylko my, Park Cafe był food truckiem, który w niedzielę klapę opuścił jaki ostatni.
Obok Park Cafe zaparkowała ekipa serwująca kuchnię turecką – Przystań w Ortakoy:
Zdecydowałem się na szaszłyk z jagnięciny. Pełna porcja to szaszłyk, sosy i np. ryż lub kasza, ale byłem tak najedzony, że wziąłem tylko mięso i sos. Bardzo smaczne i ciekawie doprawione.
Celtyckie Smaki przywiozły jak zwykle szynki, śledzie, szaszłyki, hermeliny i winniczki.
My jednak czekaliśmy na coś, co Piotr obiecał przygotować specjalnie na łódzki Festival – „przepiórki faszerowane liśćmi winogron, ostatni raz serwowane w ten sposób na dworze Jana III Sobieskiego w 1683 roku.” Po takiej zapowiedzi nie było przeproś – musieliśmy spróbować.
Cóż mogę napisać – pyszne. Smak zaskakujący, mocno ziołowy (rozmaryn!), mięso delikatne. Małe jest piękne :)
Pisząc tę relację, zdałem sobie sprawę, że nie mam zdjęcia od BB Kingsów:
Pozwolę więc sobie wrzucić dwa zdjęcia, które wziąłem z ich fan page. Bo burgery szły chyba u nich najlepiej przez te dwa dni. Na fotach Black Slayer i Goliath:
Oprócz kawy spragnieni mogli gasić pragnienie lemoniadą ze świeżo wyciskanych cytryn od Fresh Bike
i bubble tea od Bubbleology Polska:
Na naszym stole wylądowały też eintopfy od Pot Spot Food Truck. Najwięcej „lajków” zebrał butter chicken.
Marcin Malinowski: Pot Spot – chłopaki na ten zlot nie przygotowali żadnych nowości. Ale z jednej strony ich rozumiem. Mają całkiem spore i dobrze dopracowane menu, także nie koniecznie potrzeba im eksperymentów. Powiem tak – o ich daniach pisałem sam już niejednokrotnie. Przeważnie zachwycam się Strogonoffem, ale od tego weekendu palmę pierwszeństwa przejmuje Butter Chicken. Chociaż kurczak to nie mięso – to akurat mogę polecić każdemu.
Niedzielę zamknąłem lekką kolacyjką – niezawodnym, pysznym Mortadelem od Bandy Kotleta:
Podsumowując: mimo nieludzkiego upału i długiego weekendu wielu łodzian zdecydowało się wpaść pod Galerię Łódzką by posmakować świetnego jedzenia. Dziękujemy Wam bardzo i do zobaczenia we wrześniu!
Zdjęcia: Elżbieta Święcka, fan page BB Kings i archiwum własne Street Food Polska.