Po rewelacyjnym Double Whopperze humor nieco mi się poprawił i po kolejnej godzinie spędzonej w korkach dotarliśmy do Gdyni. Czasu mieliśmy jak na lekarstwo, więc musieliśmy mocno się zastanowić, gdzie zjeść, żeby jakąś recenzje znad morza przywieźć. Po Skwerze Kościuszki w słoneczną niedzielę snuja się tłumy. A tłumy te muszą gdzieś jeść. Zrobiliśmy sobie więc spacer. Królują oczywiście budki ze smażoną rybą. Przypomniał mi się artykuł z Wyborczej, gdzie nakreślono przerażającą wizję jedzenia w takich miejscach. Więcej nie potrzebowałem, by podjąć decyzję: rybę z budy jemy na pewno, a potem się zobaczy. Oferta jest praktycznie identyczna we wszystkich przybytkach tego typu. My wybraliśmy miejsce, gdzie na potykaczu kredą wypisano zdanie: smażymy ryby od 35 lat. Ludzi sporo, więc spróbujemy. Budka znajduje się tuż przy Porcie, lokalizator podał mi adres Skwer Kościuszki, numery 1 – 7.
Wybór ryb bardzo duży. Ceny zaczynają się od 5 zł/100 g smażonej ryby (np. mintaj lub flądra) poprzez 6 zł (np. pstrąg) po 9,5 zł (sandacz). Najdroższa jest kargulena – 12 zł/100 g. Zdecydowaliśmy się na karmazyna. Po pierwsze akurat go przyniesione, po drugie porcje tej ryby były niewielkie, około 200 g. Inne ryby podawano w bardzo dużych kawałkach, my zaś byliśmy po ogromnych hamburgerach, a chcieliśmy jeszcze zjeść zupę rybną, której tej punkt akurat nie oferował. Po złożeniu zamówienia odebraliśmy numerek i zajęliśmy miejsca na zewnątrz z malowniczym widokiem na port ;)
Po kilku minutach nasz numer został wykrzyczany i po zapłaceniu 21 zł odebraliśmy nasze zamówienie.
Cienka jak bibułka panierka kryła w sobie soczysty kawałek ryby. Nie ma co się rozpisywać. Karmazyn był soczysty i bardzo smaczny. Panierka dobrze doprawiona, nie dominowała w smaku. Naprawdę jedliśmy rybę, a nie warstwę bułki z jajkiem, jak mogliśmy zobaczyć gdzie indziej. To nie jest miejsce, gdzie rybę podaje się w wymyślny sposób. To miejsce, gdzie jeśli chcecie zjeść smaczną rybkę z patelni, to będziecie zadowoleni. Podczas naszej wizyty przewinęło się tam kilkanaście osób i wszyscy wychodzili z uśmiechem na twarzy.Ponieważ ryba nie jest wcześniej przygotowywana, trzeba chwilę poczekać, ale zdecydowanie warto. Polecam to miejsce z przyjemnością.
Potem ruszyliśmy w poszukiwaniu zupy rybnej. Miałem przyjemność jeść w swoim życiu kilka odmian takiej zupy przygotowywanej przez rodowite Kaszubki, więc wyobraźnia i ślinianki pracowały intensywnie. Nastawieni po smażonym karmazynie bardzo pozytywnie do życia, niespiesznie spacerowaliśmy w okolicach Portu. W pewnym momencie zwróciłem uwagę na lokal Antipasti, który kusił „Zupą rybną na ostro”. Menu sugerowało, że to taka pomorska wersja Przekąsek – Zakąsek. Jedzenie po 8 zł, alkohole i napoje po 4 zł.
Przed wejściem zostaliśmy poinformowani, że jeśli weźmiemy zestaw obiadowy (w menu nie istnieje!) za 14,90 zł to zupę kupimy za 4 zł. Jednak po hamburgerach i rybie, chcieliśmy tylko zamknąć ten przyjemny dzień dobrą, ostrą zupą. Zamówiliśmy więc dwie porcje.
Wnętrze Antipasti to połączenie baru szybkiej obsługi i PRL-owskiej restauracji:
Zjeść można również na zewnątrz, stoliki wystawiane są z dwóch stron lokalu. Jakoś przy wejściu nie byłem przekonany, że dokonaliśmy słusznego wyboru. Oprócz nas w lokalu było tylko 3 młodych dżentelmenów, którzy akurat wychodzili i 3 osobowa rodzina jedząca na zewnątrz. Powinno to wzbudzić moją czujność, wszak dookoła w innych lokalach zajęte były wszystkie miejsca. Pomyślałem jednak, że może to wina tego, iż Antipasti to lokal z przekąskami, taki co to zaczyna żyć dopiero w nocy, kiedy amatorzy szybkiej wódki pod kawałek śledzia zaczynają do takich miejsc przychodzić. Na wszelki wypadek zapytałem jednak barmana z czego przygotowują zupę. Nie wiedział, lecz zasięgnął informacji w kuchni. Z kilku gatunków ryb, w tym z dorsza i łososia. No to OK, powinno być dobrze. Oprócz zupy postanowiliśmy spróbować jeszcze kalmarów. Cena również 8 zł. Po kilku chwilach od baru słyszymy: ZUPY RYBNE PROSZĘ !!! W środku byliśmy sami, obsługa zajmuje się chyba tylko sprzątaniem ze stolików, więc jedzenie odbieraliśmy osobiście. Postawiłem zupę na stole i hmmmm…..
Filiżanka (bo nijak nie przechodzi mi do głowy inna nazwa) napełniona była DO POŁOWY wywarem warzywnym o kolorze, owszem, paprykowym. Próbuję i … zaczynam rozumieć, czemu klientów w tym lokalu ze świecą szukać. Po pierwsze: ryby w tej zupie nie uświadczysz, nawet skrawka. Po drugie: zupa miała być na ostro. Nie była. Mdły, niedoprawiony wywar warzywny, z kilkoma paseczkami rozgotowanych warzyw. Próbowałem doprawiać, ale nic nie pomogło. Smak ryby był tak słabiutko wyczuwalny, że zasadniczo można było odnieść wrażenie, że do zupy warzywnej wpadł kawałek przez przypadek. Do wielkości porcji się nie doczepię (choć za 8 zł powinno być więcej niż dwa łyki), wszak to lokal z zakąskami, nie daniami obiadowymi. Ale nazwania tego czegoś „zupą rybną” nie wybaczę.
Tuż po odebraniu zupy (dosłownie po zjedzeniu 3 łyżek) zostaliśmy wezwani do odebrania kalmarów. Szedłem jak na ścięcie. Na szczęście kalmary nie wyglądały najgorzej:
Były gorące – plus. Bałem się, że panierka będzie grubsza niż same krążki, ale i tutaj okazało się, że jest pozytywnie – ciasto było cieniuteńkie. Kalmary, w przeciwieństwie do zupy, okazały się dobrze doprawione. Na minus zapisuję, że były bardzo gumowe, a dip podany do nich to jakiś koszmarek. Bez niego smakowały dużo lepiej. Za 8 zł dostaliśmy 6 krążków, jako zakąska do wódki OK, jako samodzielne danie zdecydowanie nie.
Reasumując: w Antipasti wydaliśmy 24 zł i za tak niewielką kwotę nabyliśmy wiedzę, by więcej do tego lokalu lokalu nie wracać. W okolicy znajdziemy duży wybór miejsc, gdzie można zjeść lepiej (np. opisana wyżej smażalnia). Lokal mieści się w „ciągu komunikacyjnym” małych lokali gastronomicznych, adres z paragonu Aleja Jana Pawła II 11a w Gdyni, na wprost Portu.
Opinie wulgarne, wyglądające, jak nachalna reklama, reklamy itp. będą usuwane.