Smaczna Chatka – perełka w sercu Gór Świętokrzyskich - Street Food Polska
close
Smaczna Chatka – perełka w sercu Gór Świętokrzyskich

Smaczna Chatka – perełka w sercu Gór Świętokrzyskich

0udostępnień

Urlop! Bahamy! Seszele! Hawaje! Góry Świętokrzyskie! Co? Ano właśnie, niektórzy spędzają urlop w egzotycznych miejscach, zwiedzają i byczą się na plaży w upale. Niektórzy najbardziej lubią swojskie klimaty, ciszę i spokój. W zeszłym roku były moje ulubione, ciche, spokojne, bezludne Gorce. W tym roku postanowiliśmy zmienić nieco kierunek i podążyć w celu wypoczynkowym w rejony bliskie Ojcu Założycielowi. Założyliśmy, że w Górach Świętokrzyskich i Świętokrzyskim Parku Narodowym w ostatni tydzień wakacji szkolnych, będziemy mogli odnaleźć to czego szukaliśmy – ciszę. I tak faktycznie było, szlaki którymi się poruszaliśmy były raczej wyludnione, widoki w znakomitej większości nie były może zbyt spektakularne, ale odpoczynek od miejskiego hałasu w lesie bardzo nam się przydał. A kiedy już las opuszczaliśmy, trzeba było coś zjeść. 

W Świętej Katarzynie, naszej bazie wypadowej, znajduje się kilka lokali gastronomicznych. My już pierwszego dnia skierowaliśmy nasze kroki do Smacznej Chatki. Ale nie uprzedzajmy faktów.

Menu lokalu nie jest specjalnie obszerne (zdjęcia na końcu tekstu), obejmuje raczej klasyki kuchni polskiej i okolic. Wszak na przykład placek ziemniaczany z gulaszem wrósł już w gastronomiczny obraz naszego kraju tak mocno, że niemal nikt nie nazywa go plackiem po węgiersku. Teraz najczęściej spotykaną nazwą tego dania jest placek po zbójnicku. To pewnie wina tego, że jak kraj długi i szeroki, znakomita większość przydrożnych lokali gastronomicznych stylizowana jest, nie wiedzieć czemu, na góralskie chaty. Wracając do sedna, w Smacznej Chatce zjeść możemy klasyki pokroju kotleta schabowego, kopytka, ręcznie robione pierogi, wątróbkę z cebulką czy golonkę. I wspomnianego wyżej placka oczywiście.

Ponieważ jestem ogromnym fanem tego dania, a rzadko chce mi się je robić w domu, w większości knajp witam się z obsługą zdaniem: dzień dobry, a placki ziemniaczane macie w menu? Nie będzie pewnie dla nikogo zaskoczeniem, że pierwszego dnia, po przejściu Świętokrzyskiego Parku Narodowego wszerz, zdecydowałem się na Placek po Janicku XXL. Porcja miała ważyć 700 gramów, ciekawe czy z surówkami czy bez. Moja Towarzyszka zamówiła robione na miejscu Pierogi Ruskie. Do tego oczywiście napoje. Kilkanaście minut później otrzymaliśmy swoje dania. Pierogi prezentowały się bardzo apetycznie. Sześć sztuk wielkich pierogów, okraszonych skwarkami z wędzonego boczku. Po spróbowaniu okazało się, że farsz jest zdecydowanie bardziej ziemniaczany niż serowy, intensywnie przyprawiony i bardzo smaczny, ciasto natomiast jest sprężyste, nie rozpada się, ale nie jest też twarde. Bardzo smaczna propozycja.

Po spróbowaniu pierogów przyszedł czas na moją gargantuiczną ucztę. Pieczony na bieżąco, cienki i chrupiący, wielki placek ziemniaczany zalany został bardzo dużą ilością mocno paprykowego, lekko pikantnego gulaszu wieprzowego. Prezentował się pięknie – smakował jeszcze lepiej. Mięso tak miękkie, że rozpadało się po naciśnięciu widelcem, wciąż było soczyste. Sosu było po kokardki, dojadałem go jeszcze po skończeniu placka, a trzeba Wam wiedzieć, że uwielbiam wycierać sos z talerza wszystkim tym, co akurat mam pod ręką, niezależnie czy są to ziemniaki, kasza, czy ziemniaczany placek. 

Całość zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Tak wielkie, że następnego dnia, po przejściu dwudziestu paru kilometrów wzdłuż Świętokrzyskiego Parku Narodowego (tak, musiałem wspomnieć długość spaceru), zdecydowałem się ponownie zamówić to samo danie. Więcej, to ono motywowało mnie podczas ostatniego etapu wędrówki, podejścia i zejścia z Łysicy. Wyobrażenie placka z gulaszem pchało mnie do przodu mimo zmęczenia. Jakby ktoś w tym momencie zastanawiał się jeszcze, czy jestem normalny, to odpowiedź nasuwa się sama. 

Drugiego dnia smakował tak samo dobrze i mam wrażenie, że był jeszcze większy. Warto tutaj wspomnieć o dodatku w postaci zestawu surówek. Każda z czterech surówek, których miałem okazję próbować, była bardzo smaczna. Nie będę nawet wspominał o tym, że trzy dni z rzędu zjadłem surówkę z tartej marchewki z dodatkiem rodzynek. Ludzie, czy Wy Boga w sercu nie macie? Dlaczego? Drugiego dnia moja Towarzyszka wybrała Kopytka z okrasą, które okazały się jednymi ze smaczniejszych jakie jadłem. Sprężyste, lekkie ciasto idealnie grało z okrasą podobną do tej, którą poprzedniego dnia znaleźliśmy na pierogach.

Postanowiliśmy spróbować również Zalewajki Świętokrzyskiej. Okazała się ona znakomita, delikatnie kwaśna, intensywna w smaku, niezwykle bogata w dodatki. Ziemniaki, jajo na twardo, kawałki boczku i kiełbasy. Zupa swobodnie mogłaby poskromić mały głód. 

Dnia trzeciego, wypoczynkowego, postanowiłem zejść z utartej i sprawdzonej ścieżki poza szlak. Zamówiłem Kotleta Schabowego z frytkami i zestawem surówek. Moja Towarzyszka postawiła na Kopytka z Sosem Gulaszowym. Nie powstrzymaliśmy się przed zamówieniem Zalewajki na pół, podobnie jak poprzedniego dnia. Zupa była tak samo dobra, kopytka natomiast chyba ktoś za rzadko mieszał podczas gotowania. Jedne się rozpadały, inne były podobnie sprężyste jak przy poprzedniej konsumpcji. Sos gulaszowy okazał się dokładnie tym samym gulaszem, którym polewany był Placek po Janicku. Muszę przyznać, że niektóre rozpadające się kopytka, bardzo do takiego zawiesistego, intensywnego sosu pasowały.

Ze schabowym natomiast mam problem. Nie smakował mi aż tak bardzo jakby mógł. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że kotlet nie został przygotowany na miejscu, a jedynie podgrzany na patelni. Panierka nie była klasyczną bułką tartą, a czymś pomiędzy bułką, a płatkami kukurydzianymi. Mięso było też bardzo intensywnie posolone i niemal tak samo sowicie obsypane pieprzem. Gubił się w tym wszystkim smak wieprzowiny. Do frytek oraz zestawu surówek  nie mam natomiast najmniejszych zastrzeżeń. Frytki usmażone w punkt, surówki tak samo smaczne, lekkie i orzeźwiające jak przez poprzednie dwa dni.

Spróbowaliśmy również w Smacznej Chatce kawy – jest bardzo dobra. Domowy Kompot jest nieco zbyt słodki, ale dzieciom na pewno będzie smakował. Nie spróbowaliśmy niestety piwa z Browaru Sandomierz, które znajduje się w ofercie lokalu. Wiemy natomiast, że nie ma problemu z zakupem piwa bezalkoholowego. Pierwszego dnia zakupiliśmy również deser w postaci szarlotki. Jabłka w szarlotce wprawdzie nie wyglądały na przygotowane na miejscu (a na wyciągnięte ze słoika), ale ciasto i tak nam smakowało.

Podsumowując, Smaczna Chatka to idealne miejsce na posiłek w przyjemnej atmosferze, po zejściu z górskich szlaków, bądź kiedy jesteście w tej okolicy przejazdem. Obsługa jest uśmiechnięta i pomocna. Co jednak najważniejsze, jedzenie jest bardzo smaczne. Z całego serca polecam Placek po Janicku (ktoś policzy ile razy w tym tekście pojawiło się słowo placek?) i Zalewajkę Świętokrzyską. Pierogi i kopytka również są zdecydowanie godne polecenia, zwłaszcza w takiej cenie. Nad ponownym zamówieniem kotleta schabowego poważnie bym się zastanowił. Chciałbym natomiast wrócić na śniadanie. W menu prezentuje się ono bardzo smacznie I o jednej pozycji z menu wciąż ciepło i nostalgicznie myślimy – budyń czekoladowy lub śmietankowy po obiedzie to niezwykle kusząca opcja :)

Smaczna Chatka – ul. Świętokrzyska 2, Święta Katarzyna

Ceny:
Placek Po Janicku XXL – 24zł
Pierogi Ruskie ręcznie robione – 13zł
Kopytka z okrasą/ Kopytka z sosem gulaszowym – 12zł
Kotlet Schabowy z frytkami i zestawem surówek – 22zł
Zalewajka Świętokrzyska z jajkiem i kiełbasą – 9zł
Kompot – 4zł
Kawa Biała – 6zł

Smaczna Chatka na Facebooku: https://www.facebook.com/Smaczna-Chatka-615214555168460/

MENU:

Zrób sobie Fajrant z dobrym street foodem!

Bubu Arare Veggie Japanese Food zwycięzcą polskiego finału European Street Food Awards!

Dodaj komentarz