Mateusz Suchecki:
Restauracja Mazowsze, chyba juz wszyscy tam byli, zachwycali sie i polecali. Razem z chłopakami planowaliśmy od kilku miesięcy dłuższą posiadowkę w tym miejscu z napitkiem i jedzeniem. Problemem był jedynie dojazd, niby dlaczego? Przeciez żyjemy w dobie gdy większość posiada samochody, komunikacja jest na tyle rozwinięta, że dotrzemy bez większego kłopotu do każdego miejsca na swiecie. A jednak ktos musiał kierować i obejść sie smakiem dobrej zimnej wódki w akompaniamencie jeszcze lepszego jedzenia.
A jakie było jedzenie? Posłuchajcie.
Ugościł nas Jakub, właściciel owego przybytku i po krótkiej opowieści o produktach, potrawach i założeniach prowadzonej przez niego restauracji zaproponował cały przekrój przystawek. I tak na stole pojawiły sie przeróżne galarety z kaczki, karpia, szczupaka czy nóżek wieprzowych. Surowizna, za którą przepada cała nasza banda, w postaci tatara i carpaccio.
Półmiski wędlin i marynat oraz śledzie w dwóch odsłonach. Jako, że jestem fanem tego typu przekąsek i ciężko mnie zadowolić, trudny ze mnie gość. Zacznijmy od galaret, gdzie doznałem pierwszego objawienia tego wieczoru, za sprawą naszego pospolitego Pana Karpia. Ot ryba pomiatana, znienawidzona na rzecz łososia i innych pstrągów. W tym wydaniu była idealna, słodka, delikatna i rozpływająca się w ustach. Dla mnie hit! Czort z wytrawną kaczką i szczupakiem, ja chcę karpia!
Jeżeli już jesteśmy przy rybach, to zahaczmy o śledzia, króla Polski, twardego, mięsistego, odpowiednio wymoczonego, w towarzystwie śmietany bądź samej cebuli. Lubię śledzia, nie potrafię tego ukryć, a śledzia z Restauracji Mazowsze lubię podwójnie.
Mięsa surowe były co najmniej poprawne, nie mam im nic do zarzucenia i jak nie przepadam za formą cienkich pokrojonych plasterków, tak już siekane bądź częstokroć mielone – uwielbiam. Warto przeznaczyć kilka linijek odnośnie wędlin podawanych w lokalu. Wędzone tuż przy kuchni, czego jesteśmy autentycznymi świadkami. Balerony, boczki, schaby czy polędwice, dojrzewające suszone bądź parzone. Gama produktów jest ogromna, a każda smakuje tak, jakby robili ją dziadkowie, rodzice czy wujowie, to chyba najlepszy komplement.
Czas na zupy, a każdy z nas solidnie już podjadł samymi przystawkami. Zamawiamy żurek, barszcz zabielany, grzybową i oczywiscie flaki. Barszcze robione z zakwasu, odnawialnego systematycznie, pełne smaku, treściwe. Zabielany był cudowny, kremowy i słodki, zaciągnięty śmietanka 34% … ach, tego trzeba spróbować. Szkoda mi było flaków, które w swojej delikatności rozmyły mi się gdzieś po drodze i pozostawiły pewien niedosyt.
W tym momencie musieliśmy zrobic przerwę na papierosa, każdy potrzebował chwili wytchnienia i odpoczynku, trwało to naprawdę krótko, bo już po chwili zaczęto nas wołać, że nadchodzą dania główne.
Golonka wieprzowa, rolada jagnięca i gicz cielęca do tego sandacz pod śmietaną. Z dodatków ziemniaki, delikatne kopytka i surówki. Cóż moge napisać? Kuba chce, aby było to miejsce z tradycją, gdzie jedzenie powinno smakować jak w domu. I całkowicie mu się to udaje, kopytka są delikatne, mięsa aromatyczne i wyraziste. Sosy na bazie wywarów, długo redukowane. Nic tu nie jest sztuczne, wymuszone czy przekoloryzowane. Golonka rozpada się pod widelcem, cielęcina odchodzi od kości, a od jagnięciny czuć nutę mięty i rozmarynu. Chce się to jeść.
Podsumowując: Jest przyjemnie, dookoła gwar jedzących ludzi „muzyka dla uszu”, sprawni kelnerzy, kieliszek zimnej wódki i znajomi. Kuba proszę – przenieś się do Warszawy.
Żorż:
Jakuba poznałem przez fejsa dość dawno temu. Prowadził jeszcze wtedy bloga jako Kulinarny Krytyk. Nie raz i nie dwa umawialiśmy się na wspólne jedzenie i nigdy nic z tego nie wychodziło. Aż wreszcie zarzucił bloga na rzecz prowadzenia restauracji. Menu bardzo mi się podobało i wiedziałem, że wcześniej czy później w końcu u niego wyląduję. Okazja trafiła się podczas pobytu w stolicy. Udało nam się zebrać w dość dużej grupie – Mateusz, ja, moja żona, Kaszpir, Adam z myfoodtruck.pl i Kasia. Zabrakło Marcina, który dzielnie walczył z rumem na Kubie i Natalii. Było nas jednak na tyle dużo, że mogliśmy się zmierzyć z większą ilością dań, co skwapliwie wykorzystaliśmy.
Zaczęliśmy klasycznie – od kieliszka zimnej wódki i zimnych przystawek. Tatar i carpaccio świetne, nie ma co pisać, kto lubi temu będzie smakować:
Doskonale do wódeczki wchodziła galareta z wieprzowych nóżek, uczciwie mięsem napakowana:
Wędliny robione na miejscu, wędzone w wędzarce za restauracją, smakowały, tak, jak dobra wędlina powinna smakować. Mnie najbardziej smakowała kiełbasa z węgierskimi przyprawami i oczkami słoniny. Pikantna, wyrazista, po prostu świetna:
Prostą, ale smaczną przekąską był smażony ser podany na carpaccio z buraka:
Idealne śledzie – grube, mięsiste, nie wymoczone za przesadnie, takie jak lubię:
Nie sposób zapomnieć o ozorach podanych w śmietanowo-chrzanowym sosie. Delikatne mięso, jedno z moich ulubionych, rewelacyjnie przygotowane – ozory mięciutkie, niemal rozpływające się na podniebieniu:
Ale najlepszą zakąską okazały się galarety.
Karp rozwalał system i kubki smakowe:
Kaczka wywołała łzy wzruszenia na moim obliczu:
Indyk nie odstawał od reszty:
Przegryzaliśmy także węgierskimi kiszonkami, mnie osobiście zaskoczył arbuz, którego będę zamawiał, ilekroć trafi się okazja:
Po kolejnej butelce poluzowaliśmy nieco pasy, bo przyszła pora na zupy. Dla mnie najlepsza była grzybowa, esencjonalna, pełna leśnych grzybów, oraz zabielany barszcz, do którego dostajemy obok kraszone słoniną ziemniaki:
Drugie dania to symfonia smaków. Gicz cielęca delikatna, kleista, soczysta i obłędnie smaczna, podana z kopytkami stanowi niezłe wyzwanie. Kapitalna była jagnięcina, soczysta i wyrazista, w towarzystwie klusek śląskich i esencjonalnego sosu:
Sandacz to ryba droga, ale na swoją cenę zasługująca. W Mazowszu podają ją idealną. Tutaj należy wspomnieć, że ryby do restauracji przyjeżdżają raz-dwa razy w tygodniu prosto z mazurskich jezior. Jeśli macie ochotę na świeżą rybkę, to wpadajcie do Mazowsza!
Deser zamówiła moja żona, ja tylko spróbowałem, ale jako że ciasta jadam sporadycznie, więc się nie znam, powiem tylko, że było pyszne.
Podsumowując: Restauracja Mazowsze to miejsce, które będę polecał wszystkim, którzy lubią nie tylko dobrą kuchnię polską, ale lubią też pobiesiadować. Idealne miejsce na rodzinny obiad i kilka butelek spożytych w gronie przyjaciół. Doskonałe jedzenie, profesjonalna obsługa, doskonały stosunek ceny do jakości, rewelacyjne galarety – knajpa idealna. Kielce mają Monte Carlo, Warszawa i okolice Restaurację Mazowsze. Będę wracał ilekroć tylko będę w pobliżu. Po stokroć warto! Jedyna wada (dla mnie) – czynne jedynie do 20.00.
P.S. Miałem później okazję kosztować także szczupaka w galarecie i o ile karp rozwalił system, o tyle po szczupaku umarłem z rozkoszy.
P.P.S. Kuba, a może wybuduj przy restauracji motel, nie będzie trzeba wracać?
Kaszpir:
– A rybka? Zapytał Kaszpir.
– Rybka lubi pływać – odpowiedział Kaszpir. Zajrzyjmy więc na talerz, bo warto. Najpierw powoli, jak żółw ociężale, można skosztować tradycyjnego śłedzia. Oprócz faktu, że jest on długo moczony i kruchy, podawany jest w towarzystwie rewelacyjnej kremowej śmietany. Lub nie. Po prostu klasyka, która stanowi dobrą podstawę, by przetestować inne dania rybne.
A w nich wybór jest naprawdę spory. Rodzina właściciela mieszka na Mazurach, skąd regularnie przynajmniej raz w tygodniu trafia do Wiązowny partia świeżych ryb z lokalnych gospodarstw. Może to być świetny łosoś (32 złote), sola (18 złotych) czy pstrąg (od 11 zł./100 g.) aż na fantastycznym sandaczu (do 49 złotych) lub linie (16 zł./100 g.) skończywszy.
Ryby podają tu wedle życzenia gości, mogą być smażone na patelni albo z rusztu albo w mojej ukochanej śmietanie. A śmietana jest wyborna i także niespotykana gdzie indziej. 34% – aksamit, który nie warzy się w żadnych warunkach. Ryby są doskonale doprawione i przede wszystkim naprawdę świeże. Zero chemii i czuć w nich Mazury. Dla ryb będę tu wracał i wracał. Także dla klasycznego garmażu – faszerowany szczupak, łosoś czy karp w galarecie (10-16 złotych) to są dania, których dziś próźno szukać wśród puree z batatów i pianki z topinamburu. Absolutne klasyki dobrej polskiej gastronomii, pięknie kultywowanej przez Mazowsze.
Adam (MyFoodTruck.pl):
Miałem wielką przyjemność gościć już wcześniej w restauracji Mazowsze, pełen zachwytu wobec serwowanej przez nich polskiej kuchni i nie byłbym sobą, gdybym nie wrócił tam jeszcze ponownie na organizowany tamże weekendowy festiwal golonek. Rodzajów golonek było aż pięć i tyle w zasadzie wystarcza dla kilkuosobowej grupy, aby móc zasięgnąć smaku wszystkich wersji podania tak dobrego chudego mięsa w otoczce mięciutkiej tłustej skórki. Nadeszła chwila aby zamówić coś ze specjalnej oferty golonkowej.
Decyduję się na tą w pieprzu i sosie sojowym (po azjatycku). Całość jest raczej duszona w sosie, nie znajdziemy tutaj co prawda chrupkiej skórki, nie mniej mięso jest wyjątkowo miękkie i przesiąknięte sosem sojowym z lekką nutą czarnego pieprzu. Porcja w sam raz na jedną osobę (około 400g samego mięsa) podawana bez kości.
Moja partnerka zamówiła golonkę szefa kuchni. Podobnie jak wcześniejsza, jest również duszona, tym razem w sosie o posmaku anyżu (ciekawa kombinacja) oraz faszerowana suszonymi śliwkami. Do tej porcji dodatkowo wzięliśmy zasmażane talarki pieczonych ziemniaków. W towarzystwie golonki znajdowało się również puree z grochu, bardzo smakowało również naszym współbiesiadnikom.
Dodatkowo prezentujemy jeszcze trzecią golonkę po bawarsku z warzywami i kapustą zasmażaną, która zdobyła uznanie u naszego znajomego.
Restauracja Mazowsze – Lubelska 18,Wiązowna pod Warszawą
WWW: http://www.restauracjamazowsze.com.pl
Menu i ceny: http://www.restauracjamazowsze.com.pl/menu
Facebook: https://www.facebook.com/pages/Restauracja-Mazowsze/339411079496693
Zdjecia: Street Food Polska i MyFoodTruck.pl