Do Cieszyna staramy się wracać regularnie. Mamy tam swoje ulubione miejsca i fascynuje nas jedno miasto, przedzielone rzeką, bardziej metaforyczną niż realną dzisiaj granicą, które mimo bycia jednym organizmem po obu stronach Olzy, jest od siebie tak bardzo różne. Cieszyn to miejsce szczególne. Może również dlatego Marta Matyszczak, autorka serii Kryminałów Pod Psem, umieściła w Cieszynie właśnie akcję swojej najnowszej książki. To tylko zdopingowało nas, aby wyjechać do Cieszyna w tym roku nieco wcześniej, niż mieliśmy to pierwotnie zaplanowane.
Jak pomyśleliśmy, tak zrobiliśmy i pewnego piątkowego wieczoru przekroczyliśmy Most Przyjaźni na Olzie, aby zjeść coś pysznego i napić się wspaniałego czeskiego piwa. Musicie coś o mnie wiedzieć. Pijam całkiem sporo piwa, interesuję się piwem, jestem smakoszem, jednak polskiego piwa koncernowego nie pijam wcale. Bycie aspołeczną parówą i brak zaproszeń na grille mocno w tym pomaga. W Polsce będąc pijam tylko piwa rzemieślnicze. W Czechach jednak sprawa wygląda zgoła inaczej.
Po wybraniu czeskich koron z bankomatu Air Bank naprzeciwko czesko-cieszyńskiego dworca kolejowego (informacja istotna dla użytkowników kart typu ZEN i Revolut – to jedyny jaki znalazłem w Czeskim Cieszynie bankomat nie pobierający prowizji przy wypłacie z kart wydanych poza Czechami), udaliśmy się na kolację. W pierwszym miejscu, które miałem na oku – u Vočka – kuchnia była już niestety zamknięta, więc udaliśmy się do miejsca, które na łamach SFP już kiedyś opisywałem, czyli do Restaurace U Vávry. Tam na szczęście sympatyczny pan barman poinformował nas, że kuchnia jak najbardziej jest jeszcze otwarta, po czym wręczył nam polskie menu. Szybko zamówiliśmy po Pilsnerze Urquellu, gulasz z knedlikami i smażony ser. Piwo pojawiło się na naszym stoliku po kilku chwilach. Nalane po czesku z grubą warstwą piany tak drobnej, że dopiero wsadzając w nią swój nos jesteśmy w stanie dostrzec pęcherzyki powietrza. Smak czeskiego piwa nalanego w ten sposób jest ambrozją, nisko wysycone, odpowiednio gorzkie, po prostu wspaniałe. Nie ma w Polsce, a może i na świecie, piwa koncernowego, które mogłoby się równać smakiem z lanym Pilsnerem Urquellem. No chyba, że… Ale o tym później.


Dania wylądowały na naszym stoliku kilkanaście minut później, kiedy kończyłem pierwsze z dwóch wypitych tego wieczora piw. Gulasz z knedlikami prezentował się bardzo dobrze, ale smażony ser z frytkami prezentował się wręcz zjawiskowo. Jego smak ani odrobinę nie ustępował prezencji. Idealnie chrupiąca panierka i ciągnące się wnętrze. Do tego zapewne kupne, ale bardzo dobrej jakości i znakomite w smaku ziemniaki, domowa tatarská omáčka i miałem wszystko, co jest mi potrzebne do szczęścia. Miałem nawet odrobinę sałatki, co w przypadku talerzy restauracyjnych u naszych południowych sąsiadów wcale nie jest takie oczywiste. Ciemny gulaszowy sos, którym można było nasączyć knedliki również był doskonały. Mięso było niezwykle miękkie i aromatyczne. Restaurace U Vávry po raz kolejny potwierdziła klasę i stała się z miejsca jednym z moich ulubionych gastronomicznych wyborów po czeskiej stronie. Tak blisko granicy! Okazuje się, że jeden z bohaterów książki miał absolutną rację zachwycając się tutejszym smażonym serem.


Następnego dnia, bladym świtem o ósmej rano ruszyłem do jednego ze sklepów Spółdzielni Społem Cieszyn, rozsianych po całym mieście, tylko w jednym celu. Po jeden z symboli gastronomicznych Cieszyna. Po kanapkę ze śledziem. Legenda głosi, że początek temu symbolowi Cieszyna dała nietypowa wymiana handlowa przeprowadzana na linii Cieszyn-Islandia. W czasach PRL-u cieszyńska fabryka słodyczy Olza, producent znanych wafelków czekoladowych Prince Polo, zaczęła wysyłać ten przysmak na Islandię. W zamian za niezwykle popularne do dzisiaj na Islandii wafelki, w drugą stronę przypłynęły śledzie. Coś z tymi śledziami trzeba było zrobić i tak powstały kanapki. Na kromkach weki (bułki poznańskiej) posmarowanych masłem i sałatką jarzynową wylądował śledź. I chociaż powątpiewam, że dzisiejsze kanapki wciąż robione są z islandzkimi śledziami to wiem jedno, wciąż są znakomite. Mimo poszerzenia menu o wiele innych rodzajów kanapek, to wciąż te ze śledziem cieszą się największą popularnością i wcale się temu nie dziwię. Są po prostu najsmaczniejsze.

Po takim śniadaniu ruszyliśmy w miasto szlakiem cieszyńskich magnolii, a jak się okazało bardziej szlakiem cieszyńskiej moderny. Spacer był niezwykle udany również dlatego, że pitstop zrobiliśmy sobie w naszym ulubionym miejscu po polskiej stronie rzeki – w kawiarni Kornel i Przyjaciele, gdzie zjedliśmy pyszne ciacho, a może nawet dwa, wypiliśmy bardzo dobrą kawę z mlekiem i lemoniadę rozkoszując się fantastyczną atmosferą tego miejsca, muzyką i klimatem. No i zakupiliśmy sobie również kawę do przygotowania w domu, aby przywołać nieco cieszyńskiego smaku po powrocie do domu przy pomocy kubka z kawą. Jeśli nigdy nie byliście w Kornel i Przyjaciele, a lubicie klimat dawnych, austro-węgierskich kawiarni, takich jakie można spotkać wszędzie od Krakowa, przez Budapeszt, Pragę aż po Wiedeń – serdecznie zachęcam, spodoba Wam się.


Po krótkim odpoczynku w domu udaliśmy się na spacer, śladem książki, o której wspominałem we wstępie, do czeskiego Cieszyna i po zwiedzeniu tamtejszej części szlaku moderny poszliśmy na obiad. Drugie podejście do u Vočka okazało się bardziej udane. Zamówione Vepřo-knedlo-zelo, mimo że niektórzy mogą pomyśleć, że wygląda jak coś już raz zjedzonego zaskakiwało wspaniałym smakiem, miękkością duszonego mięsa i kwaskowatością kapusty. Sos ponownie spijany z talerza przy pomocy knedlików smakował po prostu idealnie. To kolejne godne polecenia miejsce na kulinarnej mapie czeskiego Cieszyna.


Po takim obiedzie zapragnąłem piwa. Ale wyjątkowo niekoncernowego. Jeśli mamy na takie piwo ochotę w Cieszynie, polecam udać się do lokalu dwojga nazw Bledý Úsvit/ Blady Świt przy ulicy Střelniční 276/13. Staramy się to miejsce odwiedzać za każdym razem, gdy jesteśmy w Cieszynie i zawsze podoba nam się tam tak samo. Pośród sześciu kranów z piwem, jeden zajmuje tam zawsze czeski bądź polski kraft. Ktoś rozpieszczony obecnością multitapów mógłby powiedzieć, że co to jest jeden kran. Faktem jest, że byłem w Bladym Świcie już kilkukrotnie i zawsze ten jeden kran mi wystarczał, bo piwo z niego serwowane było wyjątkowo dobre. Tak było i tym razem. Sitiva Hops Blend z Pivovar Louka to wspaniała Hazy IPA o przyjemnej goryczce i bardzo przyjemnej kontrze przywołującej w pamięci lekko przypalony karmel. Wspaniałe, rześkie i niezwykle orzeźwiające piwo. Przy okazji pierwsza okazja w moim życiu, żeby spróbować piwa warzonego na chmielu Sitiva. Niepasteryzowany i niefiltrowany pszeniczny Staropramen okazał się również doskonałym, choć niezupełnie klasycznym pszeniczniakiem. Zamiast bananów i goździków aromaty i smaki w tym piwie szły nieco w stronę amerykańskich chmieli. Smakowało.


Po napojeniu się udaliśmy się na spacer bulwarami wzdłuż Olzy. Byliśmy jednak wciąż spragnieni, a ja miałem ochotę na krążek marynowanego pleśniowego sera. Wybór mógł być tylko jeden. Na szczęście w sobotni wieczór udało nam się znaleźć wolne miejsce w cieszyńskiej Radegastovni. Chciałem odwiedzić to miejsce również dlatego, że na jednym z kranów można było tam spróbować kwietniowej Volba Sladku. To piwa, o których więcej pisałem przy okazji moich ostatnich praskich tekstów. W tym miesiącu było to wędzone polotmave uwarzone w praskim Břevnovský klášterní pivovar sv. Vojtěcha. Nie mogłem sobie odpuścić takiej okazji. Piwo śmierdziało zgniłym jajem jak nie przymierzając woda Józef z Krynicy, ale w smaku było bardzo dobre. Natomiast Radegast z tanka lany w tym miejscu to klasa sama dla siebie. I tutaj wracamy do pytania z jednego z akapitów powyżej. Pilsner Urquell czy może jednak Radegast jest moim ulubionym czeskim piwem koncernowym i najlepszym piwem koncernowym na świecie? Chciałbym mieć w życiu jedynie takie dylematy. Prawda jest taka, że oddałbym za każde z tych piw sporą część polskiego kraftu. Choć powiem szczerze, że próbowałem ostatnio jednego polskiego pilsa wzorowanego na czeskiej Desitce i może już niedługo i polski kraft dogoni w temacie pilsów czeskie koncerny. Zjadłem w Radegastovni również marynowany ser, miękki, dojrzały, idealnie kremowy, z fantastyczną cebulką i ostrą papryczką. Tej przystawce również nie można było niczego zarzucić.




Zupełnym przypadkiem następnego dnia w okolicach południa znowu trafiliśmy do Radegastovni. I znowu napiłem się tamtejszego Radegasta. Z tym miejscem i tym piwem mam dziwne skojarzenie. Zwykle jest to jedno z ostatnich miejsc, które odwiedzamy przed wyjazdem i tym razem piłem piwo wolniej niż bym mógł i bym chciał, bo wiedziałem, że jak tylko je skończę, trzeba będzie się powoli zbierać do powrotu do domu. Przyciągają mnie te Czechy niesamowicie i mam wrażenie, że przyjdzie dzień, że przeniosę się tam nie tylko na kilka dni.


Michał Turecki
Ceny i adresy:
Restaurace U Vávry Sokola-Tůmy 4, 737 01 Český Těšín
- Gulasz Wołowy – 199 CzK
- Smażony Ser z frytkami – 175 CzK
- Pilsner Urquell 0,5l – 51 CzK
- Pilsner Urquell 0,3l – 31 CzK
Kanapki Cieszyńskie – punkty Społem rozsiane po całym mieście
- Kanapka ze śledziem – 3,39 zł
Kornel i Przyjaciele – Sejmowa 1, Cieszyn
- Kawa Biała w dużym kubku – 15 zł
- Ciasto – 15 zł
- Lemoniada – 17 zł
- Kawa w ziarnach na wynos – 32 zł
u Vočka 1, Havlíčkova 180, 737 01 Český Těšín
- Vepřo-knedlo-zelo – 169 CzK
- Pilsner Urquell 0,5l – 44 CzK
- Pilsner Urquell 0,3l – 28 CzK
Blady Świt / Bledý úsvit Střelniční 276/13, 737 01 Český Těšín
- Dwa piwa (0,4l i 0,3l) – 80 CzK
Radegastovna Těšínská Hlavní tř. 140/3, 737 01 Český Těšín
- Radegast 12 0,5l – 43 CzK
- Radegast 12 0,3l – 27 CzK
- Volba Sladku 0,4l – 42 CzK
- Birell 0,3l – 25 CzK
- Nakladany Syr – 79 CzK