Choć w Polsce nie ma obecnie takiej tradycji ulicznego jedzenia, jak chociażby w krajach śródziemnomorskich czy azjatyckich, gdzie na targach można dostać i zjeść dosłownie wszystko, to przecież nasze tradycje nie odbiegają tak znacząco od reszty świata. Fakt, z uwagi na klimat i ceny nie możemy konkurować z targami hiszpańskimi czy tajskimi, nasz street food ogranicza się w większości do podłych jakościowo fast foodów, ale polskie korzenie street food sięgają głęboko w średniowiecze. Już wtedy można było zjeść na ulicy, nie wchodząc do gospody, popularne do dzisiaj flaki, będące jedną z ulubionych potraw króla Władysława Jagiełły, bigos czy pyzy. Specjały te często sprzedawane były bezpośrednio na ulicy i tamże zjadane na miejscu. Nie wspominając o różnego rodzaju wypiekach, klasycznych czy słodkich, obecnych w kramach na targach czy bezpośrednio na ulicach miast.
W czasach realnego socjalizmu jedynym obok owoców street foodem były frytki i zapiekanki, ewentualnie kiełbasa smażona, które można było nabyć w specjalnych budkach. Nad morzem w tzw. sezonie obowiązkowym zakupem każdego wczasowicza były fish&chips, czyli smażona ryba z frytkami, podawane na tekturowym talerzyku. Można je było zjeść przy stoliku wystawionym obok smażalni, ale z uwagi na smród wielokrotnie „recyklingowanego” przez zapobiegliwych właściecieli smażalni oleju, większość wybierała wersję „walk & eat”. W latach 80-tych XX wieku coraz częściej zaczęły się pojawiać polskie „pizzerie”. Piszę pizzerie w cudzysłowiu, ponieważ wypieki te miały się do klasycznej włoskiej pizzy, jak maluch do mercedesa. Były to drożdżowe placki, wyglądające jak rozjechana buła, pokryte paciarą z pieczarek, polane keczupem, w wersji lux posypane startym żółtym serem. Piszę o nich dość pogardliwie, aczkolwiek np. w Kielcach bardzo długo działała taka „pizzeria”, gdzie ustawiały się kolejki, ponieważ robione tam „pizze” były nad wyraz smaczne, składniki świeże, a obsługa przyjemna.
Słodką wersją street food w Polsce były oczywiście lody i gofry. Ponieważ nie zniknęły z polskich ulic i każdy ich próbował, ograniczę się tylko do zanotowania tego faktu. Jako ciekawostkę podam natomiast wspomnienie Pana Mieczysława Kurzątkowskiego z Lublina, który w nagraniu dla Teatru NN, opowiadał o przedwojennych lodziarzach: „Był lodziarz, który jeździł z wozkiem. Oczywiście to nie były lody takie jak dziś. To były lody robione i rozwożone w tych takich naczyniach blaszanych, takich cylindrycznych, nakrywanych.
Lod był naturalny, czyli w zimie – rąbany w stawach, przechowywany potem z trocinami i ziemią i w lecie wydobywany. I wobec tego on był wykorzystywany zarowno w trakcie robienia lodow jak i rownież poźniej w tym lodzie te pojemniki umieszczone w wozku na dwoch kołkach z uchwytami do popychania tego wozka, to zazwyczaj były takie dwa pojemniki metalowe, bo tam były śmietankowe lody i dajmy na to owocowe, ktore były nakładane do wafelka. Było takie specjalne urządzenie blaszane, z takim cylinderkiem, że wkładało się na spod jeden wafelek okrągły, potem się na to nakładało lody, na to następny wafelek, potem wyciskało się do gory i wychodził taki lod do jedzenia. Tak. Albo do rożka też waflowego. I on wołał: „Lody, lody, lody”.
pamiętam tylko ten krzyk, prawda, ktory bardzo tak … ekscytował.”
O ile przez lata widok człowieka jedzącego kanapkę na ulicy budził w Polsce mieszane uczucia, o tyle wraz z eksplozją wolności gospodarczej wysypały się na polskie ulice kulinarne nowinki w rodzaju hot-dogów, hamburgerów czy kebabów. Niestety, w większości wypadków poza nazwą niewiele mające wspólnego z oryginałami.
Tyle na dzisiaj, w kolejnych artykułach będę się starał przybliżyć poszczególne formy street foodu w Polsce, opisywał miejsca, gdzie takowe podają z krótką recenzją lokalu i potrawy. Zachęcam wszystkich do współpracy, stwórzmy wspólnie bazę polskiego street foodu! Jeżeli macie fajne przepisy na dania, które można jeść idąc, np. własną wersję hamburgera, również się podzielcie.
W następnym odcinku tej wstrząsającej historii przeczytacie m.in. o fenomenie i wielkim przeboju polskiego street food, czyli o pyzach oraz klasycznie warszawskiem słodkim street foodzie – „pańskiej skórce” .
Część 2.
Część 2.
Zgadzasz się z nami? Nie zgadzasz? Masz własną opinię? Skomentuj ten post!
Opinie wulgarne, wyglądające, jak nachalna reklama, reklamy itp. będą usuwane.
Opinie wulgarne, wyglądające, jak nachalna reklama, reklamy itp. będą usuwane.