Ela Święcka. Ormiański smak bez polotu.
Niedawno w pobliżu jednej z najpopularniejszych krakowskich imprezowni otworzył się maleńki lokalik. Przy Rajskiej 18 powstał Lavash Bar. Krótkie i treściwe menu oparte na smakach Armenii miało być uzupełnieniem oferty pobliskich lokali. Żeby uniknąć tłumów z okazji otwarcia, odczekaliśmy chwilę zanim sprawdziliśmy z Michałem Tureckim, co tam zjemy.
Lokalik jest niewielki. Kupujesz i wychodzisz. W środku nie ma gdzie usiąść. Decyzja była szybka. Baran. W składzie mamy baraninę, sos z granatów i kolendrę oraz wyszczególnioną jako osobny składnik khmeli suneli, czyli ormiańską mieszankę przypraw. Wszystko szczelnie zawinięte jest w lawasz, czyli pszenny chleb uznany przez UNESCO za cześć niematerialnego dziedzictwa kultury Armenii. Po tym krótkim wprowadzeniu przechodzimy do sedna.
Po chwili od zamówienia w moich rękach ląduje niezbyt długie zawiniątko o grubości naleśnika nędznie potraktowanego dżemem. Cienko to wygląda. Dosłownie. Liczę, że wnętrze to wynagrodzi. Pierwszy gryz i z trudem przebijam się przez warstwy zimnego ciasta. Drugi gryz i znow to samo. Dopiero przy trzecim zaczynam zbliżać się do mięsa. Pachnie nieźle. No to kolejny gryz. Do twardego ciasta dołącza równie twarde mięso. Przeciągnięte i suche. Miejscami suche jak wiór. Co z tego, że przyprawy i sos z granatów są fajnie wyczuwalne, skoro to, co ma grać tu pierwsze skrzypce jest zrobione tak, że ledwo da się pogryźć. Nawet kolendra jest niewyczuwalna, całkowicie bez smaku. Zawiodłam się bardzo. Lubię baraninę i jagnięcinę, ale wiem, że wybierając dania z takim mięsem zawsze ryzykuję, że trafię na źle przyrządzone. I to właśnie takie było. Kolejna kwestia – cena. Za niewielką porcję trzeba zapłacić 27 złotych. Stosunek jakość/wielkość/cena zdecydowanie się tu nie zgadza. Może by tak coś do tego mięsa dorzucić, żeby to chociaż tak ubogo nie wyglądało? W tej cenie można zjeść dwa dwudaniowe obiady…
Idąc do Lavash Bar miałam nadzieję na zjedzenie smacznego dania. Zawiodłam się bardzo. Aromat przypraw nie zamaskuje źle przyrządzonego mięsa. Szkoda, bo potencjał w tym, co widnieje w menu, jest duży.
Michał Turecki. Z potencjałem na coś więcej.
LavashBar otwarł się kilka dni temu przy Rajskiej 18 w Krakowie. W sąsiedztwie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej i niemal drzwi w drzwi z Zamieszaniem – barem specjalizującym się w zupach. Za koncept miejsca odpowiedzialny jest podobno Pavel Portoyan który jeszcze do niedawna grillował swoje przysmaki w Krako Slow Grill na Lipowej. Jak nietrudno zgadnąć specjalnością miejsca jest gruziński chleb – lavasz. W LavashBarze spróbować możemy aż siedmiu wersji tego przysmaku z przeróżnymi nadzieniami.
Spotkaliśmy się z Elą na kilka chwil, aby przetestować nowe miejsce którego byliśmy mocno ciekawi. Lokal jest malutki, nie ma w nim ani jednego miejsca do siedzenia, możemy tylko na stojąco zamówić jedzenie, poczekać na nie i albo na stojąco na miejscu zjeść, albo wyjść na ulicę. Ela zdecydowała się na wersję z baraniną, a ja wybrałem wieprzowinę.
Po kilku chwilach, nasze zamówienia były gotowe. Pierwsza uwaga nasuwa się od razu. Porcje są stosunkowo niewielkie. Trochę giną w ręce. Nawet tak małej jak moja. Farsz mojego lavasha składał się z łopatki wieprzowej, kaszy bulgur, kiszonek i sosu śmietanowo-paprykowego. Po pierwszym ugryzieniu pieczywo w które zawinięty był farsz, wydało się nieco zbyt suche. Sam farsz był dość wilgotny ale mocno jednowymiarowy, pierwsze skojarzenie to gołąbki. Dobre, ale jednak kompletnie nie tego się spodziewałem. Brakowało mi egzotycznych przypraw, właściwie to brakowało mi jakichkolwiek przypraw poza solą. Kiszonkę znalazłem słownie jedną w całej porcji. Sos był smaczny, ale jeszcze bardziej przywoływał skojarzenie z gołąbkami. Przez samą strukturę lavasha i sposób jego zawinięcia, papier w który całość była zawinięta, zaczął dość szybko przeciekać. Efekt był taki, że tym co wyciekło bardzo łatwo było się pobrudzić.
Spróbowałem też lavasha z baraniną i to również był srogi zawód. Po pierwsze cena kompletnie nie adekwatna do otrzymanej porcji. Zdaję sobie sprawę, że baranina jest mięsem bardzo drogim, tym bardziej przykre było to co z nią zrobiono. Była bardzo sucha i praktycznie nie przyprawiona. Mięso było niemal spalone. Dodatki w postaci sosu z granatu, gruzińskiej przyprawy chmeli-suneli i kolendry były praktycznie niewyczuwalne. Duży zawód.
Podsumowując, w najbliższym czasie na pewno nie pojawię się po raz kolejny w LavashBarze. Dam im czas na rozwój i dopracowanie receptur. Póki co nic mnie tam nie zachwyca. Jednocześnie sam pomysł uważam za bardzo dobry, gruzińska kuchnia staje się coraz popularniejsza i chciałbym żeby wyszła z lokali na ulice.
Ceny:
Lavash z Wieprzowiną – 14 zł
Lavash z Baraniną – 27 zł
LavashBar – ul. Rajska 18, Kraków
Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/lavashrajska/