Dąbrowa Górnicza. Ostatni weekend spędziłem w tym małym mieście na festiwalu food trucków organizowanym przez Żarciowozy, nad którym to Street Food Polska miało swój patronat. Trzy dni, 17 food trucków (tak naprawdę to 16, Na Żarty nie dojechał z powodu awarii samochodu) – żyć nie umierać. W tym wpisie postaram mniej więcej streścić to, co działo się na zlocie i czego można było spróbować. Nie ukrywam – na zlocie pojawiłem się jako DJ. Zresztą posłuchać mojego seta do jedzenia możecie też zawsze w Krakowie. Ale my tu nie o tym. Przejdźmy do sedna. Festiwal odbył się na Placu Wolności, miejscu w którym ciężko dostać zgodę od władz miasta na imprezę. Jednak chłopakom się udało. Pogoda dopisała, choć nie ukrywam, że w piątek wyglądało na to, że weekend będzie deszczowy. Frekwencja jeżeli chodzi cały festiwal była niesamowita, o ilości wyprzedanych food trucków nie wspomnę.
Dam wam dobrą radę. Jeśli wybieracie się gdzieś busem, korzystajcie z informacji ze strony przewoźnika. Dzięki temu, że skorzystałem ze strony, na której jest wszystko i nic spóźniłem się na busa, a co za tym idzie na sam festiwal. Po przyjeździe od razu zameldowałem się w namiocie organizatorów, rozłożyłem sprzęty wszelakie i wziąłem się do roboty, czytajcie: jedzenia między innymi. Z 16 food trucków udało mi się spróbować kilku rzeczy, przyjrzeć się temu jak są przygotowywane.
Na pierwszy ogień tacos z kurczakiem i kaktusem od Tio Malo. Kurczak soczysty, nie za suchy, wyraźnie wyczuwalny kaktus, lekko pikantne. Świetne sosy które uzupełniały całość. Same tacosy przypieczone w punkt. Nie za chrupkie, ale też nie surowe – typowe soft tacos. Polecam jak najbardziej.
Potem kanapka lamperdotto tutto od Lamperdotto food truck. Są to flaki wołowe w bułce, włoski przysmak. Kanpak całkiem smaczna. Flaki dobrze ugotowane, miękkie i dobrze doprawione, świetna chrupiąca bułka z wierzchu, środek zaś wilgotny, umoczony w sosie z flaczków. Smaczne. Ale moim faworytem pozostają ich flaczki w formie zupy, które namiętnie polecam. W szczególności, bo mogą uratować was w zimny dzień lub wieczór, co i mnie uczyniły w sobotę.
Zadebiutował tam jeśli chodzi o festiwale Eat Me, Meet Me, ale nic nie napisze o nich pomimo spróbowania aż czterech pozycji.
Powodem jest odrębny artykuł który mamy zamiar wysmarować na dniach z Żorżem. Pizza od Pizziamo. Fajne cienkie ciasto. Jedno ale. I nie uważam tego za fakap. Zróbcie Wy coś ze swoim sosem pomidorowym. Jest tak kwaśny, że zabił mi smak i rukoli, i szynki parmeńskiej, o mozzarelli nie wspominając. Byłaby moc, a tak… Mam nadzieję spróbować jeszcze innych waszych pizz, dlatego tez nie skreślam was od razu. Był młyn, coś gdzieś mogło nie pyknąć. Pieprz podstawą dobrego sosu pomidorowego, a nade wszystko pomidory.
Fritka.pl zaserwowała nam Fritka Box. Cóż to takiego? Ano frytki!!! Dużo frytek. Do tego pikle i kiełbaska. Ale nie jakaś tam zwykła zwyczajna. Frikandell to 70% wieprza – 30% ziemniaków. Nie wiem, czy ktoś z was próbował grillować pasztetową w naturalnym jelicie, ale tu smak był bardzo zbliżony. Różnica jedynie w strukturze. Pasztetową z grilla łatwo stracić próbując ją z samego grilla ściągnąć. Tu mamy zbitą, twardą konstrukcję, która po zgrilowaniu jest mięciutka ale stała. Fajnie doprawiona. Frytki usmażone prawidłowo. O frytkach zbyt wiele nie napiszę. Nie jestem fanem tej formy ziemniaka.
Natomiast jeśli chodzi o ziemniaka… To jestem fanem Pan Bulwa. Ziemniaki piecze się w specjalnym piecu (smakują podobnie jak ziemniaki z ogniska), po czym miażdży się je i dodaje do niego różności. Do Dąbrowy postanowili uderzyć z nową pozycją. Ziemniaki z kaszanką i kapustą kwaszoną. Ja do tej opcji wybrałem sos czosnkowy. Żałuje bardzo mocno, że nie było mojego ulubionego sosu musztardowego (jak mi nie zrobicie tego sosu na następny zlot to was znajdę, a potem będę wam puszczał disco polo przez 24/h). Tę pozycję da się opisać tylko jednym słowem – PE-TAR-DA. Poeksperymenotwał bym w całej pozycji jeszcze z sosem, i zamiast czosnkowego spróbował bym z chrzanowym. Jeśli natkniecie się na tego trucka, a w ich menu będzie pozycja z kaszanką, to nie pozostaje wam nic innego jak brać w ciemno. No chyba że nie lubicie kaszanki. To macie jeszcze do wyboru kurczaka. Ta pozycja też jest godna uwagi. Próbowałem jej na zlocie w Krakowie, na którym to zakochałem się w ich sosie musztardowym.
Jako jedyni, ze względu na awarię Na Żarty, z burgerami pojawił się American Food Truck. Multum pozycji w menu. Próbowałem dwóch, z czego jednego na miejscu, drugi zjadłem w domu oczywiście z moim głodomorem Eweliną. Pierwszą był Big Chesse z grillowanym serem Halloumi.
Natomiast na wynos wziąłem 4 Sery Burger z dodatkiem bekonu. Fantastyczna bułka, świetnie zgrillowane mięso tylko to halloumi jakoś tak dla mnie mało wyczuwalne w tym burgerze było. Co nie zmienia faktu że i tak kanapka zmiażdżyła moje podniebienie. Co do drugiego burgera… Dojechał ze mną o dziwo jeszcze ciepły. I to było to. W tej kanapce halloumi było wyczuwalne, miękkie, ale nie dominowało nad resztą serów. Do tego chrupiący bekon. Do szczęścia tego wieczoru już nie brakowało mi nic. Słodkości próbowałem również. Kurtosze z Krainy Kurtosza to standard. Jeśli są na zlocie – to na pewno zobaczą moja pucułowata gębę składającą zamówienie. A wspominam o nich bo pierwszy raz zasmakowałem nowości od nich. Kurtosz z dwóch rodzajów ciasta – zwykłego i ciasta z kakao. Fantastyczne połączenie. Ciasto z kakao jest mniej słodkie, ale jasne dopełnia całości.
Owoce w czekoladzie czyli Owocek. Jadłem winogrona, truskawki, banana… Ale najbardziej urzekła mnie swoim smakiem śliwka. Twarda i zarazem słodka, z czekoladą która polewają swoje owoce smakowała mi najlepiej ze wszystkich owoców jakich próbowałem. W ofercie mają również ser pleśniowy czy tez papryczki, tak więc jeśli nie przepadacie za owocami – myślę że znajdziecie coś dla siebie.
Na koniec słodkości zostawiłem wafla od Boom Bomb Waffle. Świetnie wypieczony bąbelkowy wafel, mimo iż sprężysty nie pękał. Z lodami, truskawkami, oreo i bita śmietaną wywaliło mój licznik cukru w kosmos. Słodko i smacznie do potęgi.
Podsumowując cały zlot. Udany. I to w 200%. Uważam tak chyba nie tylko ja, ale i mieszkańcy Dąbrowy którzy mieli okazję zjeść coś innego niż zwykle oraz w końcu, po ostatnich dniach deszczu,w końcu wyjść z domu. Uważają tak food trucki, których część w niedzielę, po godzinie 14 nie miała już czym handlować (no chyba że woda spod dim sumów albo olejem spod langoszy). Na 16 trucków przed zakończeniem ostatniego dnia festiwalu aż 8 nie miało już czym handlować. American Food Truck już w sobotę wieczorem miał problemy z mięsem, a raczej z jego ilością (tu serdecznie pozdrawiam kolegę Kowala – dlaczego nie masz u siebie w sobotę 300 sztuk burgerów do odsprzedania? :P ). Na szczęście ich drugi truck dowiózł zapasy więc przetrwali wasze natarcie w niedzielę. Na koniec powiem wam że to nie koniec Żarciowozów. Powiedzieli A, teraz muszą powiedzieć B. Czy tak się stanie? Mam nadzieję że tak, bo już jutro – 6.10.2017 zajada na rynek w Wadowicach, gdzie chciałbym was gorąco zaprosić. Nie tylko samych Wadowiczan. Ale również ościenne miasta i wioski. Lista food trucków jest dostępna pod tym linkiem – https://www.facebook.com/events/1985101351773797/ . Będzie można zbić piątkę z Żorżem i ze mną. A przy okazji spróbować najlepszego cubano (według mnie) i wielu, wielu innych przysmaków. Do Zobaczenia mam nadzieję na rynku w Wadowicach!