close
Dlaczego robicie to ludziom?

Dlaczego robicie to ludziom?

0udostępnień

Pomysł na ten tekst siedział we mnie bardzo długo, praktycznie od momentu kiedy zacząłem pisać dla Street Food Polska, czyli ponad 4 lata. Przymierzałem się do niego wielokrotnie, ale nie wychodziło. W między czasie widziałem jak to miejsce polecane jest na portalach podróżniczych, o zgrozo na stronach o szeroko pojętych kulinariach, czy w zagranicznych przewodnikach po Polsce. Czarę goryczy przelało polecenie przez kogoś z Krakowa, zapiekanek w Okrąglaku jednemu z blogerów kulinarnych z innego miasta. Zawziąłem się w sobie i przy współpracy z Lady Kitchen postanowiliśmy sprawdzić wszystkie zapiekanki jakie można zakupić na Placu Nowym. Odpuściliśmy tylko okienka zamknięte w tygodniu około 14 i jedno w którym nikt się nie zgłosił do czekającego klienta. Uprzedzam, to nie będzie tekst przyjemny, powodujący wzrost apetytu. To będzie tekst który będę wykorzystywał za każdym razem, kiedy ktoś powie, że zapiekanki na Placu Nowym są zjadliwe. Jeśli jeszcze raz usłyszę coś takiego, to włączy mi się furia podobna, jak w przypadku zauważenia określenia food track, foodtrack albo futrak. Nie czytajcie przy jedzeniu.
Na początku muszę obalić jeden z mitów, zapiekanki w Okrąglaku nie pochodzą od jednego dostawcy, po sprawdzeniu 6 okienek z tym ‚przysmakiem’, już na zdjęciach zauważycie różnicę. Pierwszy typ zapiekanek to prostokątna bułka z płaskim spodem i śladową ilością czegoś, co kilka wcieleń wcześniej mogło ewentualnie być pieczarkami i opłakaną ilością wiórków czegoś, co na pewno nie jest serem. Drugi typ to bułka o wypukłym spodzie i nieco większej ilości pieczarkowatej mazi oraz produktu zupełnie nieseropodobnego. Tylko jedną zapiekankę zakupiliśmy w wersji bardziej wypasionej, pozostałe były zakupione w wersji najbardziej klasycznej, bez żadnych dodatków, sosów czy posypek. Nawet najlepsze dodatki, w największej ilości nie sprawią, że podstawa zapiekanki stanie się lepsza.
Na początek poszły Zapiekanki Królewskie które posiadają w Okrąglaku dwa okienka. Tutaj mamy do czynienia z zapiekanką w typie drugim, Pod mocno spieczonym produktem niemal serodpodobnym znajduje się dość sporo pieczarkowatej mazi. Bułka nie ma praktycznie żadnego smaku, jest mocno chrupiąca z zewnątrz i zupełnie nijaka w środku, sprawia wrażenie jakby rozpuszczała się na języku. Substytut sera ciągnie się nieco, ale ani w zapachu ani w smaku nie przypomina żadnego znanego mi sera. Gdyby nie to, że byłem bardzo bardzo głodny, to na pewno nie zjadłbym niemal połowy tej zapiekanki. Reszta wylądowała w koszu.
Zapiekanka z Elebele była typu pierwszego, wywoływałaby uśmiech na ustach, ale byłby to śmiech przez łzy. Płaskie prawie pieczywo, posypane tragicznie małą ilością produktu niemal seropodobnego i zwęglonych na wiór wspomnień po pieczarkach. Prawie pieczywo poziomem dopasowane do tego co przykrywało miejscami jego wierzch. Rozpływające się w ustach. Rozpływałoby się prawdopodobnie również w kieszeni, ale wolałem tego nie sprawdzać. Niespotykany smak, bo myślałem, że już nikt nigdzie nikomu nie sprzedaje czegoś takiego.
Zapiekanka numer trzy, od bardzo sympatycznego starszego pana sprzedawcy z Baru Pod Okrąglakiem, który serwował nie tylko zapiekanki, ale również gotowane golonko z kapustą, która konsystencją przypominała delikatny grysik z kawałkami tartego jabłka. Lady Kitchen została namówiona na zapiekankę bardziej wypasioną, z ketchupem i szczypiorkiem. Zagranie taktyczne, aby przykryć śladowe ilości seropodobnego cuda, które najpierw wziąłem za majonez o konsystencji kiepskiej plasteliny i któregoś już wcielenia pieczarek. Ketchup oczywiście najtańszy, znanej i lubianej firmy na F. Po jednym gryzie trafiła oczywiście do kosza.
Absolutnym szokiem była zapiekanka z Zapiekarni. Czas oczekiwania był nieco dłuższy niż w pierwszym przypadku, ale to co dostałem w swoje ręce wołało o pomstę do nieba i niebo faktycznie na moment się rozstąpiło. Złoto-brązowa na całej długości, z przypaloną niemal jednolitą masą. Zapiekanka nie była na pewno podgrzewana na ruszcie, a na płaskiej powierzchni, prawdopodobnie nie przykrytej papierem do pieczenia, ani w żaden sposób niezabezpieczonej. Część mazi która spłynęła na powierzchnię sczerniała i zupełnie się zwęgliła. O spalonych pieczarkach wyzierających spod tego co powinno być serem, nawet nie będę wspominał. Miałem wielkie opory przed spróbowaniem. Całość pachniała długo nieczyszczonym piecem. Zapach znany każdej osobie która kiedykolwiek otarła się o pracę w kuchni. Zwykle podobny aromat pojawia się podczas cyklicznego czyszczenia pieca za pomocą intensywnie żrących środków chemicznych. Tutaj, taki aromat miała zapiekanka. Ugryzłem, wyplułem kawałek. Zaproponowałem gryza Lady Kitchen która tylko powąchała to cudo i nie odważyła się spróbować. Zapiekanka wylądowała w koszu. Jeśli zastanawialiście się kiedyś jak smakuje piekło, to ja już chyba wiem. Tyle doświadczeń za jedyne pięć złotych.


Po przerwie i zjedzeniu lodów w Good Lood podeszliśmy do części trzeciej i ostatniej. Bar na Maxa który od razu skojarzył mi się z kultowym niegdyś Barem Max serwującym 4 kotlety z psa pomielonego razem z budą, z obłędną ilością najtańszych sałatek w bochenku chleba. Tutaj trafiła się zapiekanka typu pierwszego z nieco większą ilością czegoś udającego ser. Człowiek próbując, miał wrażenie, że masa była zrobiona z przetopionych żółtych prezerwatyw. Amerykański processed cheese, czy najtańsze serki topione w plasterkach, to przy tym szczyt kulinarnego wyszukania. Odstręczający zapach, jeden gryz i śmietnik.
Na koniec legenda w postaci Endziora. O ile niektóre legendy lubię i szanuję, tak tutaj legendarnie długie są chyba tylko terminy przydatności do spożycia, kupowanych hurtowo zapiekanek. Nie ma się absolutnie nad czym rozwodzić, zapiekanka jak każda której próbowaliśmy. Gdybym kogoś bardzo nie lubił i chciał sobie zrobić z niego żart, to bym mu to miejsce polecił. Jeśli w takich miejscach ktoś buduje sobie opinię o polskim street foodzie, to mnie osobiście jest przykro i mam wrażenie, że cała moja praca, cała para idzie w gwizdek.
Zbiednieliśmy o 30 złotych polskich, wzbogaciliśmy się o doświadczenia, a okoliczne kosze na śmieci o 6 zapiekanek. Odchorowałem tę próbę charakteru następnego dnia rano.
Konkluzja jest bolesna. To była najgorsza rzecz jakiej próbowałem w ciągu ostatnich lat. To jest coś, niegodnego tytułu pożywienia. Nawet paszą bym tego nie nazwał. Serwowanie wolnemu człowiekowi w zamian za pieniądze takiego obrzydlistwa, powinno być surowo karane a kontrolerzy Sanepidu powinni krążyć nad Placem Nowym, jak sępy nad gnijącym truchłem. Polecanie jedzenia w tym miejscu również powinno być karalne. Od tej pory osoby polecające komukolwiek jedzenie z któregokolwiek z okienek wymienionych w tym artykule, będę stygmatyzował.
Z całego Okrąglaka nie jadłem do tej pory jeszcze tylko we Frytkach Belgijskich, które znam ze Skweru Judah i Burger Platz które pewnie kiedyś odwiedzę. O Good Lood napiszę natomiast osobny tekst. Wkrótce pojawi się również tekst o jeszcze jednym miejscu w okolicy Okrąglaka. Udowodnię Wam, Drodzy Czytelnicy, że nawet chcąc zjeść tanio, nie jesteście skazani na zapiekanki. A możecie zjeść coś smacznego, przygotowanego zgodnie ze sztuką i z sercem.
Warto również podkreślić, że są miejsca w Krakowie w których można zjeść dobrą, świeżą, przygotowaną od początku do końca na bieżąco zapiekankę. Na zdecydowanie najlepsze zapiekanki w moim pięknym mieście zapraszam na Plac Targowy Bieńczyce w Nowej Hucie. A przy okazji przyjrzyjcie się bliżej tej dzielnicy, jestem jej ogromnym fanem.
Spojrzenia Lady Kitchen szukajcie tutaj: https://www.facebook.com/ladykitchenpl
Zdjęcia: moje, Lady Kitchen oraz Paweł który udowadnia, że nawet największy syf może na zdjęciu wyglądać apetycznie.

http://ladykitchen.pl/zapiekanki-placu-nowym-krakowie/

Michał Turecki

Rusek i policzki w Sztamferze, czyli tak to robią na Śląsku

Chrupiący Zakątek w Pabianicach

1 Comment

Dodaj komentarz